czwartek, 27 lutego 2014

Lux torpeda i wszechobecny bałagan!




Dziś będzie o bałaganie, burdelu (ale o takim domowym, że nie wspomnę o tym w mojej torebce) na kółkach, tornadzie, po którym co wieczór posprzątać jako tako trzeba co by się o klocki czy inne mysie sprzęty nie zabić jak się w nocy do szkraba leci.
     Nie wiem czy to każdego dotyczy czy to tylko u nas ten boski syf tak się w ekspresowym tempie co dnia namnaża!? Wpływ na to ma wiele czynników:
1) moja i lubego niesystematyczność np. w zmywaniu naczyń, czesaniu psa i robieniu prania,
2) sierściuch nasz czy sęp jak kto woli, który góry kłaków za sobą zostawia! Poniekąd jest w tym też wiele naszej winy (patrz punkt 1),
3) królewna nasza, która to gdzie nie wpadnie tam bałaganu narobi. Kuchnia- pudełka po Bebiko są fascynujące! Łazienka- kosmetyczka mamy ma tyle cudeniek, które ujrzeć powinny podłogę a dokładnie środek podłogi w kuchni! Pokój Lenki i nasz pokój- tutaj granica już dawno się zatarła. Wszędobylskie zabawki, klocki, maskotki nie lubią monotonii i znajdowania się w jednym miejscu najlepiej im zwykle w przejściu z pokoju do kuchni!

      Ja się naprawdę staram. Odkurzam, sprzątam. Pranie suche, które woła o pomstę do nieba i piętrzy się u Leny w pokoju zwykle po jakichś dwóch dniach składam co by mocy urzędowej nabrało bo nie zawsze mam czas na wszystko. Naczynia też staram się co dnia zmywać choć przyznam się, że często mam tak iż rano pozmywam z dnia poprzedniego a po obiedzie już następna sterta się piętrzy! Wtedy odwracam się na pięcie i wychodzę z kuchni co by mnie w oczy nie raziła! Po kolacji staram się już w ogóle do kuchni nie wchodzić wtedy... Wiecie spokój ducha ważna rzecz! Z nadzieją, że lubemu sterta bardziej w zlewie przeszkadzała rano będzie bardziej niż mi. Zdarza się... Nie często ale zawsze to coś.
Pranie za to robi najczęściej on. Tzn. pralka robi on wrzuca ale powiesić pójdzie na strych za to!
I tak czasem mi brakuje tych paru godzin w całej dobie. Myślę, że gdyby doba miała 48h byłoby znacznie łatwiej! Tyle, że pewnie praca na etacie nie trwałaby 8h a 16h ale co to dla nas matek! My jesteśmy 24h/dobę na pełnym etacie plus praca poza domem-drugi etat. Kucharka- trzeci. Sprzątaczka- czwarty. Oby nam sił starczyło na piąty- kochanka! E tam...dwie kawy więcej w tą czy w tą nie zrobią różnicy...
      Ale wracając do tematu! Sprzątanie w moim przypadku ciężka sprawa. Są jednak takie dni kiedy matka mówi basta! Syf wszechobecny wyprowadza mnie z równowagi i wtedy wyganiam lubego z dziecięciem z domu lub babcia zabiera małą na spacer. Zwykle na takie ogarnięcie generalne chałupy mam jakieś 3 godziny. Tu się czuje jak ryba w wodzie. Praca pod presją czasu wychodzi mi zdecydowanie najlepiej. Powinnam to sobie wytłuścić w cv i jako główny atut podkreślić! Żeby śmieszniej było kiedy tzw. generalkę zaczynam kiedy Lena jest w domu to zwykle schodzi mi na tym cały dzień bo wiadomo nakarmić trzeba, przebrać, zabawić a co posprzątam to pójdzie i nabałagani. Albo co gorsza w połowie się poddam i ze sprzątania jedno wielkie gówno wychodzi. A tak jak matka sama zostanie to 8bieg włącza, muzyka na full lub słuchawki w uszy i zapierdziela jak mała mróweczka czy inna lux torpeda (ksywki nadane mi po sprzątaniu przez lubego).

     A teraz bilans zysków i strat.
 Zyski?? Matka zadowolona bo mieszkanko (na jeden dzień) ogarnięte. Dziecko zadowolone bo gdzieś było. Ojciec zadowolony bo matka zadowolona i nie gdacze!
 Straty? Zwykle paznokcie matki ucierpią najbardziej. Po samym intensywnym wszechogarnianiu jestem padnięta jak koń po westernie !!!

Generalnie byłabym szczęśliwsza gdyby ktoś wymyślił zaklęcie pt. "bałaganie raz, dwa, trzy znikasz ty...". No ale nikt nie mówił, że będzie łatwo!

7 komentarzy:

  1. Kasiu, podziwiam! Matką nie jestem, ale wiem jak trudno czasami wszystko ogarnąć, gdy się działa na kilka etatów.
    Moja doba właściwie trwa od 4 do 1/2: 7 godzin z dnia przeznaczone na dojazdy na uczelnie, studia inżynierskie, potem nauka, pisanie artykułów do gazet/portali, z którymi współpracuję pasje, pomoc w domu itd.

    Czytając Twój wpis od razu myślę o moim biednym pokoju, które ze względu na swoją małą powierzchnię a dużą ilośc rzeczy nawet po kilku godzinnym sprzątaniu wygląda jak pobojowisko, gdy tylko chce wyciągnąć jedną rzecz.

    Pozdrawiam ciepło :)
    www.patrycjaguzek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o tą małą powierzchnię u nas też chodzi bo bibelotów mamy za dużo ale cóż... Może kiedyś na większe zamienimy.:-)

      Usuń
  2. Bałagan, zawsze był i będzie przy dziecku. :) Ale jak goście przychodzą, to rzeczywiście szybko bałagan znika :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Lux torpeda!- padłam... i podnieść się nie mogę. Ale no...znam to-trzy razy dziennie sprzątam (minimum), bo inaczej zakopać bym się mogła pod zabawkami Blanki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu! 3razy? Szacunek!:-D perfekcyjna matko domu;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe ja mam wrażenie, że sprzatam cały dzień i efektu nie widać, głównie walczę z zabawkami. Odkurzam i ścieram kurze dwa razy dziennie żeby pozbyć się sierści jestem na tym punkcie przewrażliwiona i tego nie umiem sobie odpuścić. A reszta hmm mam nadzieje, że kiedyś zniknie albo samo się posprzata. Wejdę do czystego domu tylko boję się, że będzie mi brak tego bałaganu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój luby czasem mówi kiedy mamy bałagan, że tylko bombę u nas rzucić to może samo się poukłada;)

      Usuń

Miło nam, ze nas odwiedziłeś!
Zapraszamy ponownie!