sobota, 11 lipca 2015

Kocham takie dni

Po weekendzie w pracy bardzo ale to bardzo potrzebowałam takiego dnia.
Zwykle gdy sobie coś zaplanuję, zawsze jest tysiąc innych spraw do załatwienia i plany ida w czorty. Tym razem powiedziałam sobie, że choćby nie wiem co i tak pojedziemy. I pojechaliśmy. Ok 20km od Strzelina znajduje się Łowisko Strachów. Podczytałam to miejsce u jednej z blogerek. Postanowiłam, że pojedziemy tam w najbliższym czasie, ponieważ jest to naprawde niedaleko a widoki na zdjęciach zachęcały by na własne oczy to zobaczyć. Prognoza pogody nie była zbyt optymistyczna ale co tam. Jedziemy i już. Lenor była marudna bo przegapiła swoją drzemkę ale miałam do niej tyle cierpliwości jak nigdy. Ubrałam. Naszykowałam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Pojechaliśmy. W drodze zasnęła. Dojechaliśmy na miejsce. Odrazu wyrwało się z moich ust "wow jak pięknie".
Parkując samochód zauważyłam tabliczke "w dniu dzisiejszym lokal nieczynny z powodu rezerwacji". Nie zniechęciłam się. Poszłam i zapytałam czy lokal jest czynny. Gospodarz powiedział, że tabliczka jest odstawiona na bok. Dają ją przed bramę gdy jest rezerwacja.  Jupi.
Co prawda wyciągając Lene z auta zakłóciłam jej sen i zaczął się ryk ale szybko odwróciłam jej uwage. Przywitał nas ciepło również psiak właściciela łowiska. Nie odstępował nas na krok. Nie zdarzyłam go jednak uchwycić na zdjęciu. W późniejszym czasie dołączył do niego również kot. Lena oszalała. Uwielbia koty. Nie mam pojęcia skąd jej się to wzięło. Ja jestem wobec nich trochę nieufna jednak ten okazał sie bardzo przyjazny.
W oczekiwaniu na zamówionego pstrąga udaliśmy się na wysepkę w celu zrobienia kilku fotek. Trochę nas poniosło. Wyszło ok 100 zdjęc. Ale tego miejsca nie da się nie fotografować. Byliśmy tam sami. Cisza, spokój. Odpoczęłam jak nigdy. Wszystko bez pośpiechu. Bez spięć. W powietrzu unosiła się przyjazna atmosfera. Widoki malownicze. Uwielbiam takie miejsca. Ładuję w nich baterię by mieć siłe znów pędzić.
Lenor zauważyła zwierzaki. Są tam gęsi, króliki oraz dwa piękne pawie. Niestety nie chciał nam pokazać swego cudownego ogona ale i tak robił mega wrażenie. Matka jak to matka popisała się. Czym? Znajomościa zwierząt. Pokazywałam Lenor kaczki. Tak mi się zdawało, że to one. Mówie "Lencia jakie ładne kaczuszki zobacz". Pan, który nas mijał uśmiechnął się i powiedział "to gęsi". Dacie wiare? Jedyne co mogłam rzucić to " Haha odrazu widać, że mieszczuchy przyjechały"... Niby farbnięta na brąz ale ten blond jeszcze ciągle ze mnie wychodzi.
Nadszedł czas na jedzenie ryby. Niezbyt wierzyłam w to, że moja gwiazda ją tknie bo zawsze była z tym rodzajem dań na bakier. Ja osobiście gdy spróbowałam byłam wniebowzięta. Pyszny pstrąg! Idealnie przyprawiony jak dla mnie. Dodam, że Lenor też jadła. Spróbowała wydała z siebie to swoje "mmm mniam" i zajadała się! Matce w spadku zostawiła resztkę, frytki i surówkę z białej kapusty.
Danie było podane na szklanym półmisku w kształcie ryby. Generalnie cieszyło oko. Szkoda tylko, że do wyboru są tylko frytki ale i tak było pysznie.
Dodatkową zaletą tego miejsca jest to, że można sobie zarezerwować wyspę, zpędzić tam cały dzień, zrobić sobie grila lub piknik. A na noc zostać w wynajętym pokoju lub domku. Z tego co się dowiedzieliśmy miejsce to cieszy się dużym zainteresowaniem, bo terminy do końca drugiej połowy sierpnia są już zarezerwowane. Naprawde z czystym sumieniem POLECAM! Wyjechaliśmy stamtąd zrelaksowani i uśmiechnięci a Lenor ani myślała wsiadać do auta. My napewno tam wrócimy. Już planuje namówić znajomych by wybrać się tam razem z dziećmi i poprostu odpocząć. Zapewne takich miejsc jest na dolnym śląsku całe mnóstwo, zamierzamy odwiedzić w najbliższej okolicy jeszcze kilka z nich.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło nam, ze nas odwiedziłeś!
Zapraszamy ponownie!