wtorek, 2 grudnia 2014

Comeback?

Dni mijają. Codzienny nieustanny bieg. Pogoń za pieniądzem. Stres, presja. Czy dzis aby napewno uda mi się sprostać wymaganiom, dopiąć na ostatni guzik wyznaczone sobie zadania? Brakuje mi godzin. Doba-24h to za mało!
Zaczęło się gdy podjęłam prace. Dojeżdżałam 40km w jedna stronę. Niestety nie dorobiłam się jeszcze prawa jazdy (postanowienie na 2015r). Uciekało w ciągu dnia łącznie z 8h pracą jakieś 11h. Na początku myślałam. Fajna kasa. Nie jest źle. W swojej miejscowości w życiu tyle nie dostane na rękę. W końcu wyszłam do ludzi. Minął miesiąc. Zaczęły się awantury, że nie ma mnie, dziecko nie ma matki, a jak już jestem to padam razem z nią, w domu wiecznie syf. Dwa miesiące. Sytuacja sie nie zmienia. Jestem jeszcze bardziej zestresowana niż zwykle. W pracy robi się nie fajna atmosfera. Zamykając za sobą drzwi mieszkania z Leną na rękach już mam w głowie, że zostawiłam zlew pełen naczyń a na podłodze rozrzucone zabawki- po powrocie będzie zadyma. Była. I tak codziennie. Kiedy miałam dzień wolny starałam się ogarniać cały ten syf. Wieczorem nie było widać śladu po sprzątaniu. Czasem więc wolałam cały wolny dzień poświęcić dziecku. Zostawiałam cały ten burdel i szłyśmy na świeże powietrze. Rozstanie wisiało na włosku. Przy każdej kłotni broniłam się tym, że zarzucił mi kiedyś luby "BO TY NIE MASZ AMBICJI NA ETAT" no to zakasałam rękawy i poszłam w ciagu dwóch tygodni na tzw. "Etat".
Jak to ja nie mam ambicji? Mam.
Wytrzymałam 3 miesiące. Brakowalo mi dziecka. Brakowało mi lubego(takiego normalnego). A co najważniejsze- spokoju. Byłam kłebkiem nerwów. Nie miałam czasu na nic. Ciągłe w biegu, ciągle niewyspana, zero czasu dla siebie... Zaczęłam się rozglądać za pracą na miejscu. Każde ogłoszenie które wpadało mi w ręce dotyczyło... spożywczaka! Zapierałam się rękami i nogami, że nie, bo to charówka, już kiedyś w tej branży przecież siedziałam!
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie siostra. "Jest praca. Wysle Ci nr. Zadzwoń."
Zadzwoniłam. Umówiłam się na rozmowę. Dostałam prace od ręki. Głowny atut? Doświadczenie w branży handlowej. Byłam happy! Cały dzień dla Leny, na miejscu, podobne pieniadze. Na poczatku myślałam, że to tylko na chwile dopóki czegoś nie znajde.
Już nie szukam. Pierwsza zmiana pobudka 4.30 przewijam małą, daje jej kaszkę, ogarniam się, na 5.30 lecę do pracy. O 13ej jestem już w domu. Druga zmiana. Pobudka ok 9ej. Ogarniam siebie i Lene ok.11ej lecimy zaprowadzić szogunka do babci. Na 12ta lecę do pracy. Ok 19ej jestem w domu. Ciagle brakuje mi czasu. Jestem kiepsko zorganizowana ale pracuję nad tym solidnie. Nie jestem już takim kłebkiem nerwów jak byłam. Ostatnio wzięłam nawet dodatkowe zlecenie na papierkową robotę... czasem biorę sobie zbyt wiele na głowe. Tylko potem zdaje sobie sprawe, że nie warto. Życie mam tylko jedno. Jestem idealnie nieidealna i wiecie co? Dobrze mi z tym!
Skoro comeback do branży handlowej to dlaczego nie do blogowania? Zawsze sprawiało mi to przyjemność... zazdroszczę, tak pozytywnie i jestem pełna podziwu dla mam, które pracują i dodają posty systematycznie!